22.05.2016

342. Dwie zwierzęce sprawy ;)

Hej! ;)

Zrobiłam sobie przerwę od nauki na kolosa z logistyki i postanowiłam napisać do Was. W minionym tygodniu dość spontanicznie udałam się w dwa miejsca. Jedno jest stale poświęcone zwierzakom, a drugie jest miejscem różnych imprez, niekoniecznie związanych z braćmi mniejszymi, ale tym razem tak było.

Pierwsze miejsce to Miau Cafe :)


Miau Cafe to kawiarnia, której gospodarzami jest 7 kotów. Miejsce jest urocze - niektórzy miejsce określali jako "babcine", ale ja uważam, że sprawia raczej wrażenie przytulnego pokoju w jakimś domku. Koty mają do dyspozycji zabawki, mnóstwo półeczek na ścianach, drapaki, wolontariusza, no i gości :) Zwierzaki siedziały sobie na krzesłach, ale nie zauważyłam, aby chodziły po stołach - o wiele bardziej interesują ich własne rzeczy.
Dla gości - ceny są typowe dla warszawskich kawiarni, cóż, dobrze, że nie są wyższe. Do kawy można dokupić sobie kawałek jakiegoś pysznego ciastka. Na każdym stoliku leży regulamin, który odnosi się do relacji z kotami. Nad wszystkim czuwa wolontariusz. W kawiarni były organizowane spotkania z behawiorystą i kiermasz charytatywny.
Dla mnie miejsce zdecydowanie na plus - cisza, spokój i KOTY :)

Drugie miejsce to Pole Mokotowskie, na którym odbywał się wczoraj Warszawski Dzień Zwierząt :)
Wybrałam się tam z Kasią, Małą i Lubym. Na miejscu było wiele stoisk, na których odpowiednie osoby udzielały rad dotyczących zwierzaków, można było dostać wiele gadżetów lub karm dla piesków/kotków. My przybyliśmy akurat tuż przed biciem rekordu w podawaniu łapy i tak własnie prezentowała się Mała z psem swojej siostry - owczarkiem szwajcarskim o imieniu Coffee:


Szczerze mówiąc, nigdy wcześniej nie widziałam tylu psów w jednym miejscu - były te z właścicielami, jak i te, które można było zaadoptować, bo przybyły prosto z warszawskiego Schroniska na Paluchu. Na dużym obszarze rozstawione były miski z wodą dla pupili, co w ciepłym dzień było świetnym pomysłem. O dziwo, wszystkie psiaki były bardzo grzeczne, można było je pogłaskać, ludzie też byli dla siebie mili ;)

Nie wiem, jak Was, ale mnie zwierzęta doskonale odstresowują ;) Poza tym, cieszy mnie to, że chociaż przez jakiś czas temperatura na dworze jest odpowiednia dla mnie :D Nie jest ani zimno, ani gorąco, zdecydowanie lubię wiosnę ;)

A Wam jak minął ten tydzień? :)

12.05.2016

341. Warszawskie wrażenia :)

Jak wiecie, mieszkam w Warszawie. Spędziłam tu już 4 lata i wydaje mi się, że jest to wystarczająco, by poczynić pewne obserwacje. Ale od początku.

Do stolicy pierwszy raz zawitałam w liceum. Przyjechaliśmy do teatru ROMA na "Upiora w operze". Innym razem chodziliśmy po mieście śladami "Lalki" Prusa. Napatrzyłam się na te wszystkie gwarne ulice i stwierdziłam, że chcę tu mieszkać. Nie najgorzej napisana matura niejako mi to bardziej umożliwiła, rodzice też, więc bach, na studia wylądowałam w Warszawie.

Gdy słyszę o wrażeniach niektórych przedstawicieli młodszych roczników odnośnie stolicy, to trochę się dziwię. Chcąc tu zamieszkać, nie przyszło mi do głowy, że powodem mogą być modne kluby, nocne życie, gwiazdy i światowość. Niektórym "warszafka" uderza do głowy tak mocno, że przestają mówić prawdę w kwestii tego, skąd naprawdę pochodzą. Moim zdaniem to nie wina miasta, a łepetyn tych ludzi :>



Co takiego widzę w Warszawie? Czuję się tu swojsko. Nie przygniata mnie swoją wielkością i ludźmi. Nie obawiałam się, że gdzieś się zgubię. Komunikację miejską zaczęłam ogarniać do tego stopnia, że transport publiczny stał się moim hobby. Gdy idę ulicami Starego Miasta, jedyne o czym myślę, to fakt, iż te wszystkie budynki mają tylko kilkadziesiąt lat. Przez zniszczenia po II Wojnie Światowej postanowiono wszystko odbudować, a przecież mogło być inaczej, w tym momencie przeklinam tych wszystkich dążących do wojen ludzi. Gdy wychodzę przed blok i chodzę uliczkami dookoła, próbuję sobie wyobrazić, że kiedyś stało tu mnóstwo niższych kamieniczek i że ten obszar wszedł w obszar żydowskiego getta, a potem stało się to, co się stało. Jakoś poczuwam się do odkrywania historii miejsca, w którym mieszkam.

Gdy mam wolny dzień, lubię sobie zaplanować jakąś małą wycieczkę w miejsce, którego jeszcze nie widziałam. Ostatnio, krążąc po mapach Google, znalazłam przypadkowo osiedle "Przyjaźń" - domy wyglądają  jak wiejskie dworki, są przeurocze. Mam wrażenie, że ile bym miejsc nie odkryła, to i tak znajdzie się kolejne.



Idealnie oczywiście być nie może. Mieszkam w centrum i denerwuje mnie to, że powstaje tu mnóstwo biurowców, chociaż chyba jest to funkcja tej części miasta. Chociaż nie podoba mi się pewna rzecz - przed jednym z bloków na osiedlu był skwerek, czyli drzewa, krzewy, ławki. Już go nie ma, bo już zaczynają betonowanie pod jakiś budynek. Poza tym, ludzie rzeczywiście się tu śpieszą. Człowiek wyjdzie tylko po zakupy, a za chwile łapie się na tym, że niemal biegnie, tak jak inni :D Jakość powietrza też nie jest zachwycająca, samochodów jest mnóstwo.

Czy zmieniłabym miejsce zamieszkania? Mogłabym w jakichś uzasadnionych przypadkach, przyznam, że jakoś ciągnie mnie też do Trójmiasta ;) Ale na razie Warszawa nie wychodzi mi bokiem, więc sobie tu zostanę, taki ze mnie słoik xD

A co do innych miast - z Lubym mamy wakacyjne plany, by poznać jakieś miasto, w którym jeszcze nie byliśmy i w tym roku padło na Poznań, nie mogę się doczekać ;)

A Wy lubicie miejsce, w którym mieszkacie czy chcielibyście żyć w zupełnie innym miejscu? ;)

4.05.2016

340. Mały obiad środowy (V)

Hej! :)

Śniadanie już zjedzone? Herbata/kawa wypita? Pewnie sporo z Was poszło już na zajęcia bądź do pracy. Mam to szczęście, że mój weekend majowy trwa 9 dni, więc dzisiaj jestem tak jakby na jego półmetku. Cieszę się z tych wolnych chwil i z tego, że w końcu plan zajęć trochę się rozrzedzi. Cały marzec i kwiecień był, hm, taki gęsty, jeśli mowa o uczelni. Teraz też będzie gęsto, ale pod względem projektów i kolosów. Poradziłam sobie przez 7 semestrów (serio już tyle czasu minęło!?), to i teraz gorsza nie będę ;) Lecimy z obiadem!

1. Pewnie u Was też tak jest, że na Majówkę koniecznie trzeba zrobić grilla. W mojej rodzinie to praktycznie tradycja :D


Przyrządzamy kiełbasę, karkówkę i szaszłyki, a potem to wszystko ląduje na grillu. Pierwszy grill w tym sezonie był w sobotę. Co z tego, że zimno, że po deszczu - tradycji musiało stać się zadość ;) Rero, którego widzicie na zdjęciu, też lubi takie imprezy, zawsze ma nadzieję, że coś komuś spadnie z talerza...:>

2. Po 4 latach zawitałam do miasteczka, w którym niegdyś spędziłam kilka dni wakacji. Mowa o Krasnobrodzie. Z tego miejsca serdecznie zapraszam na Roztocze, jest u nas pięknie! ;)


Zdjęcie w ramach ciekawostki - widzicie 2 mężczyzn od prawej? To Brat nr 2 i mój tato. Tato ma 188 cm wzrostu. To ile ma mój brat? :D


3. Dawno nie prezentowałam żadnej książki... Nie to, że postanowiłam nie czytać, ale spora część moich zbiorów postanowiła się zrobić zbiorem...Warszawskim. Może kiedyś napiszę o tym post, bo pozycje są warte wspomnienia, ale teraz coś z innej beczki.

źródło
Moja mama dostała kiedyś inną książkę tego autora w prezencie. Przeczytałam ją jednym tchem, chociaż nie przepadam raczej za elementami fantastyki - autor umieścił w tamtej książce wioskę, w której dzieją się tajemnicze rzeczy. Gdy wzięłam się za "Zabij mnie, tato" spodziewałam się czegoś podobnego. I rzeczywiście, podobny był klimat grozy, tajemnicy, było napięcie. Kilka razy w oczach stawały mi łzy, innym razem serce stawało z zaskoczenia. Tym razem nie ma zjawisk paranormalnych, jest za to coś, co zdarza się często, a mianowicie zaginięcia i porwania dzieci. Oczywiście są też inne wątki, równie ciekawe. Zdecydowanie polecam ;)

Tyle dla Was dzisiaj przygotowałam. Moje plany na dzisiaj to logistyka, wizyta u dentysty i może w Rossmannie. Życzę Wam miłego dnia! :)