Do Wrocławia wyjechałam po 8 we czwartek. Wagony pociągu stare jak świat (pierwszy raz widziałam coś takiego) - mój był bezprzedziałowy z czerwonymi, powiedzmy kanapami. Słońce przygrzewało, nie miałam czym zasłonić oczu, bo okulary zostawiłam w mieszkaniu. Po jakiejś godzinie dosiadła się do mnie dziewczyna, a po kolejnej godzinie okazało się, że ona też jedzie na Linkin Park. Pogadałyśmy trochę, nie ukrywam, że było to nam mocno potrzebne, bo ciuchcia złapała 40 minut opóźnienia i szlag nas wszystkich brał. No nic, spóźniona, po ponad 7 godzinach dojechałam do Wrocławia. Ugościłam się u Ewy, kumpeli podstawówki, ta uraczyła mnie obiadem i chociaż miałam w planach być pod stadionem (tam był koncert) o 17, nic z tego nie wyszło i przybyłam po 19. (Z tego powodu nie zdołałam spotkać się z Izą :c)
Większa część gawiedzi była już na terenie obiektu, więc wejście przebiegło sprawnie i po 20 minutach znalazłam się na płycie. Sama. Pierwsza myśl - kurde, jestem sama. Druga - oj idź, nie pier*dol, przyjechałaś się bawić, a nie rozmawiać z ludźmi. Popatrzyłam do góry, stadion nie miał dachu. Skarciłam się w myśli za nie wzięcie żadnej bluzy, ale trudno, za późno. Stanęłam mniej więcej w połowie długości stadionu, tuż koło niskiej dziewczyny w okularach. Stwierdziłam, że przyszła sama, więc co mi szkodzi.
Punktualnie (punktualność to dla mnie wartość, a w sumie często zdarza się, że artyści się spóźniają) o 20 na scenę wszedł zespół Fall Out Boy. Kapela dla mnie znana, pobieżnie, ale jednak. Cieszyłam się, bo zagrali "Dance, dance", "This Ain't a Scene, It's an Arms Race", "I Don't Care" i "Thnks fr th Mmrs ". Grali nieco ponad godzinę i świetnie spisali się w roli supportu. Rozgrzewka przed gwiazdą wieczoru była przednia.
Tutaj nastąpiło zapoznanie z dziewczyną w okularach, na imię jej Eliza - okazała się być bardzo sympatyczną osobą :)
Trochę po 21.30 (spóźnieni łeheheheh) z intrem ("The Catalyst / The Requiem) wparowali Linkini. Stadion dostał wielkiego przypływu energii. Ludzie skakali, piszczeli i... śpiewali. Ale co to był za śpiew! Tyle w nim było uczucia i radości, że chciało się robić to samo. Więc robiłam i efektem było zdarte gardło, ale nie żałuję. Najbardziej magicznym momentem (Iza napisała: "to było takie dobre, zaraz się popłaczę") było połączenie 3 piosenek: "Leave Out All the Rest", "Shadow of the Day"i "Iridescent". Fani wyciągnęli latarki i machali nimi w rytm muzyki.
Z koncertu wyszłam nieco wcześniej, bo mojej towarzyszce zrobiło się trochę słabo. (Miałam przed sobą taką babkę, która nieustannie majtała mi przed nosem swoim kucykiem. Co się odsuwałam, to ona się przysuwała -.-)
Nadal nie wierzę w to, że zobaczyłam mój ukochany zespół na żywo. Mam wrażenie, że mi się to śniło, że to nigdy nie miało miejsca. Moje nogi podpowiadają zakwasami, że jednak dobrze się bawiłam i to wszystko działo się naprawdę. Żałujcie, że nie byliście ;)
O Wrocławiu napiszę w następnej notce. A teraz wybieram się na poszukiwanie żarcia, żelki to jednak nic fajnego.
Udanego wieczoru! ;)
Też byłam ostatnio we Wrocławiu :) jednakże w nieco innych celach ;P
OdpowiedzUsuńZazdroszczę zabawy :)
alesuper ! ciesze is erazem z Toba ;*
OdpowiedzUsuńCieszę się, że udało Ci się na żywo zobaczyć ukochany zespół. Sama wiem jaka to radość widzieć i słyszeć kogoś kogo się darzy jakąś miłością.
OdpowiedzUsuńO kurcze Fall Out Boy, super zazdroszczę <3
OdpowiedzUsuńZazdroszczę z całego serca! Jeeeej ile bym dała, żeby usłyszeć ich na żywo, szczególnie właśnie "Leave out all the rest", to jedna z moich najukochańszych piosenek! Może kiedyś mi się uda zagościć na ich koncercie. Fajnie, że się dobrze bawiłaś!
OdpowiedzUsuńTo akurat Koreańczycy xD Ale szczerze, to ja nie rozróżniam który to Japończyk, Koreańczyk, Chińczyk. Dla mnie są Azjatami ;)
OdpowiedzUsuńTak w ogóle, cieszę się Twoim szczęściem. Wiem co to znaczy zobaczyć ukochany zespół. Mam nadzieję, że mi też uda się zobaczyć mój ostatnio ukochany zespół, co można powiedzieć, że będzie graniczyło z cudem ;)
OdpowiedzUsuńJak się wyrwą z Azji to może ich zobaczę. Ale byli już raz w Niemczech, choć wtedy nie byłam jeszcze ich fanką. Ale nie na koncercie byli, więc może po tej trasie koncertowej po Azji zrobią światową trasę i może gdzieś w pobliżu PL by zagrali...
OdpowiedzUsuńja na początku nie byłam przekonana do nich jak czytałam i ktoś polecał, chyba tylko dlatego że nie miałam kiedy obejrzeć, a gdy się źle czułam i leżałam w łożku to oglądałam filmy;D
OdpowiedzUsuńo mamo tak Ci zazdraszczam tego koncertu..;/ ja tez baaardzo lubię Linkin Park ;)
OdpowiedzUsuńa festiwal Kolorów w warszawie też ma być ;) albo już był xd nie wiem xd
Hmmy, to byłaś we Wrocku dwa dni po mnie ;) I jeszcze stał, czyli nie byłam aż taka straszna ;)
OdpowiedzUsuńNie słucham Linkin, ale znam wielu ich fanów, pewnie będą zazdrościć... No i też mam takie zespoły, za których koncert bym wszystko dała. Zresztą, chodząc po wszystkich "spełniajacych życzenia" miejscach we Wrocławiu myślałąm zawsze o jakimś koncercie :D
40 minut to jeszcze nie tak źle, ja kiedyś miałam być w domu na 17 a byłam na 18... A mieszkam 20 minut drogi pociagiem od miasta, to frustrujące. Takie dalekobieżne jak do Wrocławia muszą mieć opóźnienia, tego wprost wymaga ich etykieta!
pozazdrościć :) ja też stosunkowo niedawno byłam na koncercie, ale nie na takim! :D
OdpowiedzUsuńZazdroszczę koncertu LP. Pewnie nieźle się wybawiłaś :)
OdpowiedzUsuńZobaczyć ukochany zespół na żywo to pewnie jedno z lepszych przeżyć w życiu! Mi jeszcze się to nie zdarzyło, no ale może kiedyś się to zmieni. Super, że jesteś zadowolona, to najważniejsze. :)
OdpowiedzUsuńCieszę się, że koncert się udał. :)
OdpowiedzUsuńLubię te piosenki Fall out boy, które wypisałaś :) Kiedyś namiętnie słuchałam LP, wciąż lubie starsze kawałki np. One step closer albo Numb, nowych nie znam.
OdpowiedzUsuńMarzenia jednak się spełniają :)
OdpowiedzUsuńZazdroszczę! Uwielbiam koncerty!
OdpowiedzUsuńTak, tak, tak! O, jak miło, że cytujesz moje smsy ♥
OdpowiedzUsuńBez chwili zawahania wybrałabym się na ich kolejny koncert i teraz też wiem, że FoB również świetnie się spisują na żywo. :)
Pociąg który się nie spóźnia to nie jest polski pociąg, czyli gdybyś przyjechała punktualnie, wsiadłabyś do złego pociągu :D Taka mała dawka pokrętnej logiki...
OdpowiedzUsuńHa, nie ma to jak koncert! A na tak wielkim jeszcze nie byłam, stadionowe klimaty to raczej nie dla mnie, ja wole stać przy barierkach, właściwie pod nogami muzyków, i wszystko idealnie widzieć. Ale skoro cię nie podeptali, to wnioskuję że aż tak strasznego tłoku nie było, i muzyka też raczej z tych spokojniejszych :)
Ale żeby latarkami machać?? Nie kumam tego...
Wchodzę na na fejsa, patrzę na zdjęcia kumpeli która była na koncercie LP, postanawiam, że poczytam blogi - spotykam się z tym samym. Jak tu ludziom nie zazdrościć? Poza tym gratuluję dobrego gustu muzycznego! ;)
OdpowiedzUsuńFajnie, że miałaś okazję być na koncercie! :) Widać, że było świetnie. :)
OdpowiedzUsuńsuper ze koncert ci sie podobala i ze moglas zobaczyc ich na zywo.;)
OdpowiedzUsuńSzkoda, że nie spotkałaś się z Izą, ale obyście to nadrobiły! :D
OdpowiedzUsuńNo i najważniejsze, że dobrze się bawiłaś. A co do irytujących osób w stylu tej babki, to znam ten ból... Ale cóż poradzisz.
Och...koncerty...To są emocje, zazdroszczę. Musiało być świetnie! Rozumiem, że stadion, o którym piszesz, to stadion Śląska Wrocław (czyt. piłkarski)?
OdpowiedzUsuń