14.09.2016

Nowy adres!





Zapraszam na angelsdontkill.wordpress.com :)

Tymczasem...



Hej! ;)

Coś blogowego chodzi mi po głowie, może przeniosę się na inny serwer, od razu od tym poinformuję ;)

Ale na razie możecie spotkać mnie na następujących portalach:


Do zobaczenia wkrótce!

18.06.2016

344. All you left behind is a chalk outline.

Nigdy nie sądziłam, że nadejdzie moment, w którym zacznę się zastanawiać, co z blogiem zrobić. Ale od początku.

źródło

Od jakiegoś czasu zauważyłam spadek formy blogowej. Pomysły, owszem, pojawiały się, ale coraz rzadziej. Tak samo działo się w przypadku pisania wierszy - kiedyś pisałam je namiętnie przez kilka lat, potem było coraz gorzej, aż do momentu, w którym przestałam pisać. Wracając do bloga. W tym roku pojawiło się tylko 18 notek, średnio 3/4 na miesiąc. W zeszłym roku było ich 4/5 na miesiąc. Postanowiłam gdzieś wtedy pisać w chwilach, gdy mam do tego flow, nie wiem, jak to inaczej nazwać. 

To nie jest tak, że nie chcę pisać, bo chcę. Bardzo. Jednak nie wiem, o czym i w jaki sposób. Jedni piszą blogi o kosmetykach, kotach, inni o książkach, kolejni o fotografii. Są też blogi lifestylowe, które też nieźle się trzymają. A ja wciąż szukam tematów do pisania. To, że szukam, to jedna sprawa, ale druga jest taka, że albo w moim życiu jakoś mało się dzieje, albo zupełnie przestałam to zauważać. 

Kasować bloga nie zamierzam. Muszę się po prostu porządnie zastanowić, w jaki sposób go ukształtować, jaki charakter mu nadać. Mam nadzieję, że nie będzie trwało to zbyt długo. W trakcie tego skupię się na odwiedzaniu Was, tak po prostu. Miło się Was czyta, a że rzadko tu bywam, to jest co nadrabiać.

W takim razie biorę się za to, a Wam dziękuję za komentarze, odwiedziny i za Wasze wyśmienite posty :) Mam nadzieję, że niedługo się zobaczymy :) 

4.06.2016

343. Koci sen - kilka faktów.

Całkiem niedawno mieliśmy Dzień Dziecka. Nie zaszczyciłam Was zdjęciem, na którym mój wiek można policzyć na palcach jednej ręki. Nie pisałam o dzieciństwie, bo jest ono pełne wspomnień, to mój mózg wyciąga na wierzch te najbardziej bolesne, nie wiem czemu.

Stwierdziłam zatem, po kilku dniach usilnego myślenia na tematem notki, że napiszę czynności, która jest jedną z moich ulubionych. Napiszę kilka faktów o spaniu :D

źródło

1. Tak jak pisałam, sen uwielbiam. Często wieczorem zaczynają mnie gryźć nerwy. Oznacza to, że rzeczywiście coś jest na rzeczy/jestem zmęczona i marudzę/mam PMS. Za jedyną słuszną opcję uznaję spanko. Wstaję następnego dnia i stan rzeczy jest zazwyczaj taki:
a) problem nadal jest, ale mam odwagę i pomysły na to, aby się z nim zmierzyć,
b) stres się zmniejsza,
c) problemu nie ma ^^

2. Zabrzmi to trochę księżniczkowo, ale żebym zasnęła, muszą być spełnione 3 podstawowe warunki: chłód, ciemność i cisza. Oddychanie rześkim powietrzem jest świetne przy zasypianiu. Czasem, będąc u rodziców, wykorzystywałam fakt, że wiatr wiał prosto w moje okno. Otwierałam je, pakowałam się pod kołdrę i rozkoszowałam się zimnym powiewem na twarzy. Może średnio to zdrowe, ale na usprawiedliwienie dodam, że w Warszawie tak nie robię, bo tak się nie da. Światło respektuję tylko wtedy, gdy jest burza lub sobie coś uroję, że coś czai się w ciemnych zakątkach pokoju. Ciszę zapewniam sobie zatyczkami do uszu, kocham ten wynalazek.

3. Nie potrafię spać w samochodzie lub w pociągu. 2 lata temu jechałam do Hamburga 18 godzin i nie zmrużyłam oka nawet na minutę.

4. Sen kocham, ale sen niekoniecznie kocha mnie. Nie zasypiam od razu, zajmuje mi to od 10 minut w górę. Za to mojemu Lubemu zajmuje to kilkanaście sekund, zazdroszczę. Do tego często budzę się w nocy. Mój łeb daje mi ostatnio znaki, że najlepiej byłoby, gdybym wstała po 5. Nie zawsze mi to pasuje i jakoś zmuszam się do spania dalej. Moja mama określania mój sen mianem czuwania. Najlepiej działa to w przypadku burz. Budzę się w nocy i nie wiem dlaczego. Za chwilę słyszę delikatne pomrukiwanie nieba. Wzdycham, biorę do ręki telefon, sprawdzam, czy burza idzie w moim kierunku. Jeśli tak, robię obchód po domu, wyłączam urządzenia z prądu i zamykam okna.

5. Jednej nocy potrafię mieć kilka snów. Najczęściej śnią mi się trąby powietrzne. Czasem śnią mi się sławne osoby, na przykład siedziałam kiedyś na dachu z gitarzystą prowadzącym Avenged Sevenfold, a innym razem byłam na jego ślubie :D Nie śmieję się przez sen, płakałam może raz. Raz śniło mi się, że byłam w toalecie - koniec możecie sobie dopowiedzieć sami.

6. Nie rozumiem mody piżamowej. Wchodzę do jakiegoś sklepu odzieżowego i widzę odpowiedni dział z piżamami i koszulami nocnymi. Mój ubiór na noc to po prostu jakaś nieco za duży T-shirt. W zimie zdarza mi się spać w skarpetkach.

7. Marzy mi się sypialnia z dużym łóżkiem. Jest tak wiele wariacji w internecie na temat miejsca do spania, że trudno się zdecydować na jakiś styl.

źródło
źródło

źródło

Teraz im więcej mam roboty przed sesją, tym bardziej mam ochotę zagrzebać się pod kołdrą na dłużej niż zazwyczaj.

A co u Was? :)

22.05.2016

342. Dwie zwierzęce sprawy ;)

Hej! ;)

Zrobiłam sobie przerwę od nauki na kolosa z logistyki i postanowiłam napisać do Was. W minionym tygodniu dość spontanicznie udałam się w dwa miejsca. Jedno jest stale poświęcone zwierzakom, a drugie jest miejscem różnych imprez, niekoniecznie związanych z braćmi mniejszymi, ale tym razem tak było.

Pierwsze miejsce to Miau Cafe :)


Miau Cafe to kawiarnia, której gospodarzami jest 7 kotów. Miejsce jest urocze - niektórzy miejsce określali jako "babcine", ale ja uważam, że sprawia raczej wrażenie przytulnego pokoju w jakimś domku. Koty mają do dyspozycji zabawki, mnóstwo półeczek na ścianach, drapaki, wolontariusza, no i gości :) Zwierzaki siedziały sobie na krzesłach, ale nie zauważyłam, aby chodziły po stołach - o wiele bardziej interesują ich własne rzeczy.
Dla gości - ceny są typowe dla warszawskich kawiarni, cóż, dobrze, że nie są wyższe. Do kawy można dokupić sobie kawałek jakiegoś pysznego ciastka. Na każdym stoliku leży regulamin, który odnosi się do relacji z kotami. Nad wszystkim czuwa wolontariusz. W kawiarni były organizowane spotkania z behawiorystą i kiermasz charytatywny.
Dla mnie miejsce zdecydowanie na plus - cisza, spokój i KOTY :)

Drugie miejsce to Pole Mokotowskie, na którym odbywał się wczoraj Warszawski Dzień Zwierząt :)
Wybrałam się tam z Kasią, Małą i Lubym. Na miejscu było wiele stoisk, na których odpowiednie osoby udzielały rad dotyczących zwierzaków, można było dostać wiele gadżetów lub karm dla piesków/kotków. My przybyliśmy akurat tuż przed biciem rekordu w podawaniu łapy i tak własnie prezentowała się Mała z psem swojej siostry - owczarkiem szwajcarskim o imieniu Coffee:


Szczerze mówiąc, nigdy wcześniej nie widziałam tylu psów w jednym miejscu - były te z właścicielami, jak i te, które można było zaadoptować, bo przybyły prosto z warszawskiego Schroniska na Paluchu. Na dużym obszarze rozstawione były miski z wodą dla pupili, co w ciepłym dzień było świetnym pomysłem. O dziwo, wszystkie psiaki były bardzo grzeczne, można było je pogłaskać, ludzie też byli dla siebie mili ;)

Nie wiem, jak Was, ale mnie zwierzęta doskonale odstresowują ;) Poza tym, cieszy mnie to, że chociaż przez jakiś czas temperatura na dworze jest odpowiednia dla mnie :D Nie jest ani zimno, ani gorąco, zdecydowanie lubię wiosnę ;)

A Wam jak minął ten tydzień? :)

12.05.2016

341. Warszawskie wrażenia :)

Jak wiecie, mieszkam w Warszawie. Spędziłam tu już 4 lata i wydaje mi się, że jest to wystarczająco, by poczynić pewne obserwacje. Ale od początku.

Do stolicy pierwszy raz zawitałam w liceum. Przyjechaliśmy do teatru ROMA na "Upiora w operze". Innym razem chodziliśmy po mieście śladami "Lalki" Prusa. Napatrzyłam się na te wszystkie gwarne ulice i stwierdziłam, że chcę tu mieszkać. Nie najgorzej napisana matura niejako mi to bardziej umożliwiła, rodzice też, więc bach, na studia wylądowałam w Warszawie.

Gdy słyszę o wrażeniach niektórych przedstawicieli młodszych roczników odnośnie stolicy, to trochę się dziwię. Chcąc tu zamieszkać, nie przyszło mi do głowy, że powodem mogą być modne kluby, nocne życie, gwiazdy i światowość. Niektórym "warszafka" uderza do głowy tak mocno, że przestają mówić prawdę w kwestii tego, skąd naprawdę pochodzą. Moim zdaniem to nie wina miasta, a łepetyn tych ludzi :>



Co takiego widzę w Warszawie? Czuję się tu swojsko. Nie przygniata mnie swoją wielkością i ludźmi. Nie obawiałam się, że gdzieś się zgubię. Komunikację miejską zaczęłam ogarniać do tego stopnia, że transport publiczny stał się moim hobby. Gdy idę ulicami Starego Miasta, jedyne o czym myślę, to fakt, iż te wszystkie budynki mają tylko kilkadziesiąt lat. Przez zniszczenia po II Wojnie Światowej postanowiono wszystko odbudować, a przecież mogło być inaczej, w tym momencie przeklinam tych wszystkich dążących do wojen ludzi. Gdy wychodzę przed blok i chodzę uliczkami dookoła, próbuję sobie wyobrazić, że kiedyś stało tu mnóstwo niższych kamieniczek i że ten obszar wszedł w obszar żydowskiego getta, a potem stało się to, co się stało. Jakoś poczuwam się do odkrywania historii miejsca, w którym mieszkam.

Gdy mam wolny dzień, lubię sobie zaplanować jakąś małą wycieczkę w miejsce, którego jeszcze nie widziałam. Ostatnio, krążąc po mapach Google, znalazłam przypadkowo osiedle "Przyjaźń" - domy wyglądają  jak wiejskie dworki, są przeurocze. Mam wrażenie, że ile bym miejsc nie odkryła, to i tak znajdzie się kolejne.



Idealnie oczywiście być nie może. Mieszkam w centrum i denerwuje mnie to, że powstaje tu mnóstwo biurowców, chociaż chyba jest to funkcja tej części miasta. Chociaż nie podoba mi się pewna rzecz - przed jednym z bloków na osiedlu był skwerek, czyli drzewa, krzewy, ławki. Już go nie ma, bo już zaczynają betonowanie pod jakiś budynek. Poza tym, ludzie rzeczywiście się tu śpieszą. Człowiek wyjdzie tylko po zakupy, a za chwile łapie się na tym, że niemal biegnie, tak jak inni :D Jakość powietrza też nie jest zachwycająca, samochodów jest mnóstwo.

Czy zmieniłabym miejsce zamieszkania? Mogłabym w jakichś uzasadnionych przypadkach, przyznam, że jakoś ciągnie mnie też do Trójmiasta ;) Ale na razie Warszawa nie wychodzi mi bokiem, więc sobie tu zostanę, taki ze mnie słoik xD

A co do innych miast - z Lubym mamy wakacyjne plany, by poznać jakieś miasto, w którym jeszcze nie byliśmy i w tym roku padło na Poznań, nie mogę się doczekać ;)

A Wy lubicie miejsce, w którym mieszkacie czy chcielibyście żyć w zupełnie innym miejscu? ;)

4.05.2016

340. Mały obiad środowy (V)

Hej! :)

Śniadanie już zjedzone? Herbata/kawa wypita? Pewnie sporo z Was poszło już na zajęcia bądź do pracy. Mam to szczęście, że mój weekend majowy trwa 9 dni, więc dzisiaj jestem tak jakby na jego półmetku. Cieszę się z tych wolnych chwil i z tego, że w końcu plan zajęć trochę się rozrzedzi. Cały marzec i kwiecień był, hm, taki gęsty, jeśli mowa o uczelni. Teraz też będzie gęsto, ale pod względem projektów i kolosów. Poradziłam sobie przez 7 semestrów (serio już tyle czasu minęło!?), to i teraz gorsza nie będę ;) Lecimy z obiadem!

1. Pewnie u Was też tak jest, że na Majówkę koniecznie trzeba zrobić grilla. W mojej rodzinie to praktycznie tradycja :D


Przyrządzamy kiełbasę, karkówkę i szaszłyki, a potem to wszystko ląduje na grillu. Pierwszy grill w tym sezonie był w sobotę. Co z tego, że zimno, że po deszczu - tradycji musiało stać się zadość ;) Rero, którego widzicie na zdjęciu, też lubi takie imprezy, zawsze ma nadzieję, że coś komuś spadnie z talerza...:>

2. Po 4 latach zawitałam do miasteczka, w którym niegdyś spędziłam kilka dni wakacji. Mowa o Krasnobrodzie. Z tego miejsca serdecznie zapraszam na Roztocze, jest u nas pięknie! ;)


Zdjęcie w ramach ciekawostki - widzicie 2 mężczyzn od prawej? To Brat nr 2 i mój tato. Tato ma 188 cm wzrostu. To ile ma mój brat? :D


3. Dawno nie prezentowałam żadnej książki... Nie to, że postanowiłam nie czytać, ale spora część moich zbiorów postanowiła się zrobić zbiorem...Warszawskim. Może kiedyś napiszę o tym post, bo pozycje są warte wspomnienia, ale teraz coś z innej beczki.

źródło
Moja mama dostała kiedyś inną książkę tego autora w prezencie. Przeczytałam ją jednym tchem, chociaż nie przepadam raczej za elementami fantastyki - autor umieścił w tamtej książce wioskę, w której dzieją się tajemnicze rzeczy. Gdy wzięłam się za "Zabij mnie, tato" spodziewałam się czegoś podobnego. I rzeczywiście, podobny był klimat grozy, tajemnicy, było napięcie. Kilka razy w oczach stawały mi łzy, innym razem serce stawało z zaskoczenia. Tym razem nie ma zjawisk paranormalnych, jest za to coś, co zdarza się często, a mianowicie zaginięcia i porwania dzieci. Oczywiście są też inne wątki, równie ciekawe. Zdecydowanie polecam ;)

Tyle dla Was dzisiaj przygotowałam. Moje plany na dzisiaj to logistyka, wizyta u dentysty i może w Rossmannie. Życzę Wam miłego dnia! :)

24.04.2016

339. Co myślę o hybrydach?

Hej! :)

Jesteśmy w trakcie normalnego kwietnia - było kilka cieplutkich dni, a ostatnio w Zakopanem spadł śnieg. Typowa, kapryśna wiosna :)

Dzisiaj napiszę o czymś, co ostatnio jest dość modne, a mianowicie o lakierze hybrydowym. Chyba nie ma nikogo, kto nie słyszałby o Semilacu lub podobnych firmach.

Moje malowanie paznokci były zależne od "faz" i chęci. Najchętniej malowałam je tymi lakierami, które miały bardziej zbitą konsystencję, szeroki pędzelek i szybko zasychały. Dodatkowo nie jestem mistrzem prac manualnych, więc zalane skórki były wręcz chlebem powszednim.

Potem nadeszła moda na hybrydy. Skutecznie się temu opierałam, dopóki Mała (moja przyjaciółka - dla przypomnienia) nie zakupiła sobie zestawu do robienia hybryd. Zaczęła mnie namawiać, pokazywała zdjęcia, kolory lakierów. Aż w końcu ustąpiłam i stwierdziłam, że spróbować nie zaszkodzi. ;) Paznokciami zajęła się Mała, a efekt mnie satysfakcjonował za każdym razem.

Za co hybrydy dostają plusy:
- lakier nie odpryskuje po kilku dniach tak jak zwykły,
- nie trzeba malować paznokci co kilka dni,
- można wyczyniać na paznokciach świetne wzorki, co podobno nie jest takie łatwe w zabawie z tradycyjnymi lakierami.

Za co minusuję:
- czas malowania - jest o wiele dłuższy niż normalnie, chociaż osoby doświadczone robią to już dosyć szybko,
- cena lakierów jest wyższa niż tych tradycyjnych, więc i usługa jest odpowiednio droższa,

Poza tym:
- nie wiem, jaki jest stan paznokci po zdjęciu hybryd - jeszcze nie ściągałam ich na dłużej niż pół godziny, może ktoś się wypowie na ten temat :D

A teraz pokazuję, co miałam na paznokciach. Za dużo tego nie ma, ale warto pokazać ;)





Od razu zaznaczę, że nie jestem fanką tych szpiczastych zakończeń paznokci ;)

A co Wy myślicie na temat hybryd? ;)

15.04.2016

338. Kocia na opak - ślub.

Jak ostatnio pisałam, 5 raz skończyłam lat 18. Czyli jak byk stoi, że od dnia moich urodzin minęły 23 lata. Jednak mam wrażenie, że zaledwie "przed chwilą" pisałam maturę i dostałam się na studia. Wydaje mi się, że jestem trochę mądrzejsza życiowo, nieco bardziej odważna, ale jedna rzecz się od dobrych kilku lat jednak nie zmienia.

Sporo osób w moim wieku jest już po zaręczynach, ślubie, a niektórzy mają już dzieci. Z kolei ja mam wrażenie, że do takich wydarzeń u mnie daleko. Słyszałam już pytania - bo skoro jestem w związku już ponad 6 lat, to kiedy ślub? O dzieciach pisałam tu.

źródło

Ślub. Dla mnie to kwestia papierka. Chciałabym, żeby mój Luby miał prawo do informacji o stanie mojego zdrowia i tak dalej. Nie chcę żadnych ceremonii w kościele, bo to ja przysięgam mojemu mężczyźnie, że będę z nim na dobre i na złe. Nie muszę do tego mieszać świadków, Boga (z nim rozmawiam inaczej), rodziców, znajomych - to ode mnie zależy jakość związku i to, czy będę w stanie być z kimś do końca swoich dni. Jeśli Bóg mi pomoże, to świetnie, jeśli rodzina i znajomi będą wspierać, to jeszcze lepiej, ale dalej mówię tu o związku ja-on.

Marzy mi się, że po krótkim pobycie w USC idziemy wybawić się na...koncercie :D A wesele? Ni ma. Wesela kosztują naprawdę dużo, a  wolę te pieniądze przeznaczyć na coś innego np. na mieszkanie czy coś, co w tym momencie będzie mi bardziej potrzebne. Biała suknia? Nie jest moim marzeniem w ogóle. Gdy sobie pomyślę, że mój ślub byłby w takiej formie, jaka jest najczęściej spotykana tj, kościół, cała familia, wesele do białego rana, to byłabym chyba najbardziej sfrustrowanym i nieszczęśliwym człowiekiem pod słońcem, bo zupełnie mi to nie pasuje. Za to pasuje całemu ogółowi społeczeństwa, więc będę musiała w pewnym momencie ostro zacząć się przeciwstawiać^^

Nie mam ochoty szukać sali, projektować zaproszeń, zastanawiać się nad menu, suknią i fryzurą. Po tym momencie w USC, chciałabym, oprócz szaleństwa na koncercie, kupić sobie piwo i iść z Lubym posiedzieć nad Wisłą. Albo iść do restauracji i kupić sobie ogromną porcję sushi, które uwielbiamy. Udać się na przejażdżkę rowerem. Po prostu uczynić ten dzień dniem tylko dla nas.

Jeśli ktoś uwielbia tradycję w tej kwestii, to nie ma problemu, przecież to jego pomysł na świętowanie ślubu. Nie mam nic do tego, bo to sprawa indywidualna ;)

A Wy jak sobie ten dzień wyobrażacie? A jeśli jesteście "po", to jak u Was to wyglądało? ;)

~~

Lubię sobie robić prezenty na urodziny, a najbardziej takie, które są książkami :D


"Szału nie ma, jest rak" już przeczytałam i szczerze polecam, trochę śmiechu, sporo wzruszeń. Jakkolwiek jest mi daleko do kościoła, to księdza Kaczkowskiego bardzo lubiłam, był taki... Normalny. Jeśli ktoś chce się o księdzu dowiedzieć więcej, to zapraszam do obejrzenia wywiadu z nim w programie "20m2 Łukasza" - klik. ;)

A co u Was? ;)

8.04.2016

337. "[...] a zmęcze­nie da ci siłę, by w końcu coś zmienić... "

Hej! ;)

2 tygodnie. Całe DWA. Tyle czasu minęło od kiedy tutaj pisałam. Przyznam się, że to taka moja pierwsza przerwa. Bo inne przerwy też kiedyś były - wyjechałam do Hamburga, padł mi dysk w laptopie. A teraz...

Zmęczenie mnie dopadło. Po 4 blokach zajęć jestem wyczerpana w podobnym stopniu, jakbym w ogóle nie spała. Fazy pełne energii trwają jakoś krótko, potem następuje jakiś spadek formy. Głupie to, nie lubię. Muszę spróbować poznać przyczynę...



Czy coś się działo przez ten czas? Pewnie ;)

Znowu skończyłam 18 lat. Już 5 raz :D Moje urodziny były wyjątkowe. Mam wspaniałych ludzi dookoła siebie. Miałam 2 niespodzianki. Wzruszyło mnie to do tego stopnia, że się popłakałam. Łzy szczęścia to chyba te najbardziej pożądane. ;)



Poza tym, stała się rzecz ważna. Po kilku latach odezwała się do mnie pewna osoba, niegdyś bardzo mi bliska. Z pewnego powodu straciłyśmy ze sobą kontakt. Okazało się, że ona, tak samo, jak ja chciała napisać już wcześniej, ale zazwyczaj coś od tego odsuwało. W każdym razie - zrobiło się czysto. Zamiotłyśmy podłogę między sobą. Cieszę się z tego niezmiernie, nadal nie mogę w to uwierzyć. Dodało to mojemu sercu trochę punktów spokoju i szczęścia.



We wtorek byłam z moim Kołem Naukowym w Polskiej Agencji Żeglugi Powietrznej. Dowiedziałam się wielu ciekawych rzeczy, zobaczyłam "od kuchni" pracę kontrolera ruchu lotniczego - praca wymaga wielkiego skupienia i ogromnej odpowiedzialności.

I jeszcze... Wiosna idzie :) Mamy za sobą pierwsze bardzo ciepłe dni, burze... Udało mi się w końcu wyjść z notatek studenckich i wybrać się z Lubym na spacer. Efekty macie na zdjęciach. Na pierwszym zdjęciu za drzewami kryje się Stadion Legii, a na ostatnim widzicie Pałac Ujazdowski.

A teraz (nareszcie!) wędruję do Was. Miłego weekendu :)

26.03.2016

336. Moja Wielkanoc

Hej! :)

Nie wiem, jak u Was, ale u mnie Wielka Sobota zachowuje się jak Lany Poniedziałek i od kilku godzin pada deszcz. Święta będą mocno wyjazdowe, ale mam nadzieję, że znajdę czas dla niektórych osób oraz dla studenckiego projektu o PKP Cargo :D

Gdy słyszę słowo 'Wielkanoc', jako pierwsze w mojej głowie pojawiają się one:

źródło
Słodkie kurczaki :3 A zaraz potem moje myśli wędrują swobodnie do...

Wizyt o moich babć. Obie miały kury, kaczki, perliczki, indyki. A ja i moi bracia uwielbialiśmy ptaszyska karmić. Czasami byliśmy mniej mili, bo biegaliśmy za kurami, a babcia za nami, krzycząc, że panie kogutowe nie będą mogły znosić jajek ;) Z opowieści babci słyszałam też o kogucie, który rzucał się na ludzi i przechodząc przez podwórko, trzeba było uzbroić się w miotłę.

Do babć najczęściej jeździłam w wakacje, Na wsi było tak zielono, świeżo i cieplutko. Rano mogłam biegać boso po długiej, mokrej trawie... To znaczy robiłam to do momentu, gdy pośliznęłam się, zrobiłam szpagat i zastanawiałam się, jak się podnieść :D

Czasem chodziłam do stodoły z braćmi i skakaliśmy po sianie. Karmiliśmy też konie koniczyną i głaskaliśmy je po dużych pyszczkach.

Wiem, że Wielkanoc powinna mieć wymiar religijno-duchowy, ale mój duch przenosi się zupełnie gdzieś indziej niż w miejsce ukrzyżowania i zmarwychwstania Jezusa. Moim zdaniem, Wielkanoc powinna być świętem radości. Tak po prostu, bez względu na to, czy ktoś wierzący, czy nie.

Życzę Wam i Waszym najbliższym na najbliższe dni dużo uśmiechu i radości, błękitnego nieba i chociaż jednej, porządnej chwili dla siebie :) Nie dajmy się problemom :) 

19.03.2016

335. Rzecz o jedzeniu :D

Dzisiaj chciałam Wam napisać, co mi się kiedyś, a dokładnie we wrześniu zeszłego roku, wpadło do głowy i co z tym zrobiłam :D

Niby sprawa prosta - zachciało mi się zmienić nawyki żywieniowe. Pomyślicie, co w tym takiego? Otóż to, że czasami trzeba mieć do tego bardzo silną wolę. Trudno zrezygnować z czegoś, do czego człowiek jest przyzwyczajony.

źródło

Zanim przejdę do konkretów, spróbuję nakreślić tak jakby tło ;) Jestem szczupłą osobą, mam sprawną przemianę materii, lubię jeść. Byłoby idealnie, gdyby nie to, że jednak śmieciowe jedzenie musiało się w końcu gdzieś zgromadzić :D A zbierało się delikatnie na brzuchu i w końcu zaczęło mi to przeszkadzać.

Spięłam tyłek i udaje mi się:

1. Jeść paczkę chipsów raz w tygodniu. Brzmi dziwnie :D Kiedyś pisałam, że chipsy są moim uzależnieniem i jadłam po 4 duże paczki tygodniowo. Dzięki ograniczeniu nie mam na nie ochoty jak kiedyś i czekam na to, aż będę w stanie kupować je rzadziej i bez uzależnienia, które jeszcze za mną jakoś chodzi (coś typu - nie chce mi się za bardzo chipsów, ale je kupię i zjem, bo minął tydzień, odkąd jadłam je ostatni raz^^).

2. Nie jeść w fast foodach. Przyznaję się, że do KFC i McDonald's chodziłam dość często, bo lubię dobrze przyprawione żarcie. A prawda jest taka, że wywali się prawie 20 zł za zestaw i człowiek wcale się tym nie naje. Przy okazji odkryłam kilka całkiem dobrych restauracji z innym rodzajem jedzenia. ;)

3. Nie pić słodkich i/lub gazowanych napojów. Zanim się za siebie wzięłam, do uczelni codziennie kupowałam sobie jakiś słodki soczek, ile to cukru przecież :D Teraz zamiast tego biorę wodę i nie wyobrażam sobie pić czegoś innego. Postawiłam sobie ograniczenie puszki jakiegoś napoju na miesiąc i daję radę ;)

4. Nie pić energetyków. Kolejne moje uzależnienie, tylko ze względu na smak. Poza tym, nie mogę pić tego syfu, bo moje serce i tak jest mocno przyspieszone, więc nie trzeba mnie pobudzać. Mam limit taki sam jak w przypadku punktu 3. Czasem jest trudno, bo gdy ktoś otworzy puszkę i poczuję zapach... To się chociaż nawącham :D

Nad czym muszę popracować:

Aktywność fizyczna. O ile w okresie wrzesień - grudzień było z tym ok, bo moja praca często była fizyczna i dodatkowo chodziłam na siłownię, a od tego roku jakoś wszystko siadło...:D Mam wrażenie, że nie znalazłam jeszcze takiej aktywności fizycznej, która najbardziej by mi pasowała.

Poza tym:
- Odkryłam moc owocowych koktajli. Pychota :)
- Całym sercem pokochałam sushi :D

źródło

Aaaa, żeby było jasne - moim celem nie było schudnięcie, chociaż ta rzecz wyszła przy okazji, tylko lekka zmiana diety i sprawdzenie, czy jestem w stanie nad sobą panować.

A jak Wy ćwiczycie swoją wolę w jedzeniu? :D A może jecie, co chcecie i się zupełnie nie przejmujecie? Co lubicie szamać? ;)

PS Muszę Wam powiedzieć, że jesteście bardzo ciekawymi ludźmi, świetnie czytało mi się Wasze komentarze pod poprzednim postem ;)

9.03.2016

334. Do czego dążę?

Ostatnio zadano mi pytanie - Do czego dążysz w swoim życiu? Moje myśli zaczęły krążyć po głowie w poszukiwaniu odpowiedzi i w końcu na nią natrafiły.

Szczęście, zdrowie, przyjaciele, dobra praca, rodzina? Do tego każdy dąży w mniejszym lub większym stopniu. Ja również. Szukając odpowiedzi wolałam postawić na coś, co będzie pasować do każdej chwili mojego życia.

Moim numerem jeden jest dążenie do tego, by się rozwijać, by być wiecznie ciekawą świata, by mieć poczucie, że coś mnie interesuje i chcę wiedzieć o tym więcej, by mieć pasje, by nie nudzić się życiem. I żeby to wszystko trwało. Bez względu na to, czy będę pracować tam, gdzie chcę, czy nie. Bez względu na to, czy będę mobilną staruszką, czy jakaś choroba przykuje mnie do łóżka.

źródło

Wiele razy mówiłam znajomym, że mam jedno życie, a tak wiele pomysłów na siebie. Niektóre mogą być zrealizowane, ale inne się wykluczają. Nie wiem, co jest po śmierci, ale mam nadzieję, że życie po życiu, w którym będę mogła próbować innych rzeczy. Taką mam wizję^^

Spotkałam się ostatnio z zastanawiającą mnie postawą. Osoba X mówiąc o hobby swojej bliskiej osoby, powiedziała, że czas najwyższy spoważnieć. Trochę mnie to zdziwiło, bo zainteresowania osoby Y nie przejawiały się w siedzeniu na asfalcie i malowaniu kredą kotków i piesków, co można by ewentualnie uznać za przejaw dziecinności. Więcej Wam zdradzić nie mogę, ale te hobby to spełnienie marzeń setek nastolatków, którzy kochają muzykę.

Lubię ekstremalne zjawiska pogodowe i transport publiczny w jego niemal każdym aspekcie. Rozumiem, że kogoś to może nie 'jarać', ale skoro coś sprawia komuś przyjemność, to czemu mielibyśmy tego zabraniać i z tego szydzić?

Staruszki Ikarusy podczas finału WOŚP

W tej kwestii trafiłam na świetną osobę w postaci mojego Lubego. Któregoś dnia powiedział mi, że był u kolegi, a ten kolega mieszka przy ulicy, na której są stare tory tramwajowe, a tych jeszcze nie widziałam. W Warszawie stare tory mogłabym raczej policzyć na palcach obu rąk. To znaczy torów jest więcej, ale są zalane asfaltem. O wiele lepiej ma się sytuacja w Łodzi i Wrocławiu, magia... Innym razem robił mi zdjęcia nowych tramwajów, których nie miałam okazji widzieć. Wniosek - wspiera jak może i sprawia mi tym dużo radochy :D

A co jest Waszym celem w życiu? Jakie jest Wasze hobby oprócz blogowania? :D

2.03.2016

333. Kosmetyczna półka Koci - Tołpa, żel do mycia twarzy

Hej! ;)

Dzisiaj przybywam z postem kosmetycznym, bo dawno takiego nie było. Akurat zakończyłam stosowanie żelu do mycia twarzy firmy Tołpa i mogę coś o nim powiedzieć.

Tołpa, dermio face, sebio - normalizujący żel do mycia twarzy


Skład:


Tako rzecze producent:

Produkt hypoalergiczny, skóra: wrażliwa, mieszana, tłusta i trądzikowa, zanieczyszczenia, nadmiar sebum i niedoskonałości.
"Nasz dermokosmetyk usuwa zanieczyszczenia i nadmiar sebum. Działa antybakteryjnie i zwęża rozszerzone pory. Posiada fizjologiczne pH i nie wywołuje podrażnień. Pozostawia skórę dokładnie oczyszczoną, odświeżoną i matową."

Moja opinia:

Moja cera jest wybitnie mieszana. Potrafi się świecić i jednocześnie mieć w tych miejscach suche skórki. Najnormalniej zachowuje się skóra na policzkach ;) Czasami wyskoczą mi jakieś większe krostki, ale jest ich niewiele. Rozszerzone pory i zaskórniki też się rozgościły na mojej twarzy. Szału nie ma, więc próbuję coś z tym robić. ;)

Swego czasu było głośno o firmie Tołpa, więc postanowiłam się zaopatrzyć w jakiś kosmetyk. Padło na żel do twarzy. Żel jest bezbarwny, ma swój charakterystyczny zapach - taki typowo żelowy, nie denerwuje, nie zachwyca. Konsystencja też jest w porządku, dzięki czemu żel jest wydajny, stosowałam go pół roku. 

Działanie nie było w moim przypadku takie świetne, jak zapowiedział producent. Jeśli chodzi o oczyszczenie, to nie mogę się do niczego przyczepić. Jednak po myciu miałam uczucie ściągania skóry, a po kilku minutach niektóre miejsca na policzkach wysuszały się. Nie zauważyłam też żadnej różnicy w ilości sebum. 

Żel kupiłam w Rossmannie, chyba na jakiejś promocji, bo kosztował około 20 zł.

Podsumowując - trochę się zawiodłam. Nie spodziewałam się uczucia wysuszenia. W ogóle miałam dobre myśli, bo, na przykład, płyny micelarne z Tołpy są świetne ;)

Miałyście coś z tej firmy? Jeśli tak, to co polecacie? ;)

22.02.2016

332. Started with a kick and punch.

Miałam tyle planów na przerwę międzysemestralną. Dawno nie widziałam babci, kilku osobom obiecałam kawę, innym zaś piwo. U rodziców miałam być tylko ponad tydzień. Nie wyszło :D

"Ferie" zaczęłam od urodzinowego przyjęcia-niespodzianki  dla Jaja (to mój najlepszy kumpel od czasów gimnazjum). Kilkanaście osób ukrywało się u niego w pokoju, był problem z zamknięciem jadaczek, ale koniec końców Jaju był zaskoczony i uradowany. Brakowało mi mojej starej paczki, w sumie nadal mi brakuje, każdy pojechał w swoją stronę... No ale dla takich chwil warto się starać :)

W nagrodę za ukończoną sesję zamówiłam sobie książkę o trolejbusach w Polsce. Mojego tatę bardzo to rozbawiło, mama wywróciła oczami, a ja stwierdziłam, że będę ponad to :D To jest moje hobby, nie śmieję się z mamy, gdy słucha Conchity Wurst i nie marudzę ojcu, gdy słyszę tysięczny raz piosenkę 'SAIL'. ^^

Któregoś dnia udało mi się w końcu zajrzeć do Parku Miejskiego w Zamościu. Podoba mi się to, jak go odnowiono :)



Pięknie jest, nie? :)

W kolejnych dniach odnotowałam mały sukces. Baaaardzo boję się wizyt u dentysty. Nie dość, że poszłam na wizytę dwa dni pod rząd, to jeszcze przeżyłam bez znieczulenia :D Ale nie było to łatwe, była chwila, w której chciałam się rozpłakać i uciec (czasami za bardzo histeryzuję). 

Później śmiałam się do mamy, że skoro tato jest chory, to na pewno zachoruje Brat nr 2, bo często mu się to zdarza. Jakie było moje zdziwienie, gdy następnego dnia zrobiło mi się dziwnie zimno...

I w ten sposób zostałam uziemiona u rodziców na tydzień dłużej, bo odwiedziła mnie grypa :D Pokrzyżowała wszystkie moje plany. Ale tragedii nie ma, mogło być gorzej :) Na pewno spędziłam dużo czasu z moją wredną Kotą :D



Dzisiaj zaczęłam nowy semestr wykładami z logistyki i wnioskowania statystycznego. Szykuje się kolejne miesiące pełne wrażeń :D

Nie wiem, co jeszcze napisać :D Mam kilka postów w planach, ale zajmę się tym później. A co słychać u Was? Piszcie, ja idę się porelaksować z żelową maską na oczy^^


10.02.2016

331. Moje rodzeństwo ;)

Witajcie! :D

Dzisiaj temat typowo rodzinny, zapraszam do poczytania ;)

Mam dwóch braci. Młodszych. Brat nr 1 jest młodszy o rok, a Brat nr 2 pojawił się, gdy miałam 4 lata. Im jestem starsza, tym bardziej zauważam zalety posiadania rodzeństwa. Na początku te dobre strony takie oczywiste nie były.

źródło

Gdy na świecie pojawił się Brat nr 1, włączyła mi się pewna cecha - zaborczość. Przez rok miałam rodziców tylko dla siebie, a nagle pojawił się ktoś nowy. Z zazdrości próbowałam bić młodszego braciszka. 3 lata później urodził się Brat nr 2. Oznajmiałam światu wszem i wobec, że wolałabym być jedynaczką. 

W kolejnych latach zaczynałam się naprawdę wkurzać. Ode mnie wymagano, żebym nie przeszkadzała, uczyła się dobrze, była grzeczna i spokojna. W końcu spadł na mnie obowiązek opieki nad braćmi. Gdy Brat nr 2 podrósł, zaczęła się zabawa :D Wyszłam na chwilę do sklepu, wróciłam po kilkunastu minutach. W mieszkaniu śmierdziało. Skierowałam się do kuchni, a tam podpalony parapet. Innym razem poprosiłam młodych o pościeranie kurzy na swoich półkach, w tym czasie zajęłam się czymś innym. W międzyczasie przyjechała moja chrzestna. Wchodząc, o mało co się nie wywróciła. Moi bracia wpadli na cudowny pomysł psikania środkiem przeciwko kurzowi na gumową wykładzinę w przedpokoju. Efekt - błysk i ślizg. 

Gdy bracia jeszcze trochę podrośli, zaczęli mieć fazę na bójki. Sama w sumie też się z nimi biłam, ale nie na taką skalę xD Na okrągło się szturchali, szczypali, popychali. (Szkoda, że nie wykorzystali tych akcji w szkole, nie musiałabym wtedy ich bronić przed kolegami.) Przy zabawie, przy jedzeniu, cały czas. Brat nr 1 próbował mnie strzelić łopatą z nałożonymi kamieniami, a Brat nr 2 wybił mi szybę w pokoju.  I jak mogłabym zapomnieć o zostawianiu za sobą syfu. Nudno nie było.

Dopiero w ostatnich latach wszystko się uspokoiło. Brat nr 1 robi pyszne spaghetti, a ostatnio kupił mi nawet kalendarz z kotami. Brat nr 2 ma dobry gust muzyczny i bez jęczenia robi to, o co go proszę. Dawno nie siadałam za kółkiem, więc obaj mnie wożą. A ja... Pożyczam im pieniądze i słucham ich problemów :D

Niestety, zdjęcia braci nie pokażę, ale powiem, że Brat nr 1 ma długie, kręcone włosy, a Brat nr 2 dwa metry wzrostu. ;)

Macie rodzeństwo? A jeśli nie, to chcieliście/chcecie mieć? ;)

5.02.2016

330. Nie umiem w...

Hello! ;)

Sesja mnie wessała, ale już wypluła na szczęście xD Wszystko zdane, semestr jeden z trudniejszych. Dobrze, że to już za mną. A przede mną 2 tygodnie lenistwa. A w nagrodę zakupiłam sobie książkę. Jaką? Zobaczycie innym razem ;)

Dzisiaj notka inspirowana wątkiem z forum wizażowego ^^ Często pisze się o tym, jak ktoś jest utalentowany. Zosia ładnie śpiewa, Krzysio pięknie maluje i tak dalej. A co z antyzdolnościami? Powinniśmy się ich wstydzić? Nie, ewentualnie z nimi walczyć :D Właśnie opowiem o swoich antyzdolnościach :D Nie umiem w:

1. Gotowanie. Nie dość, że nie mam wyczucia, pokroję albo potrę sobie palce, to po prostu tego nie lubię.

2. Zakładanie pościeli. 10 minut maltretowania kołdry, serio.

3. Taniec. Mam ruchy słonia w składzie porcelany.

4. Szybkie malowanie kresek na powiekach. Ogólnie potrafię to robić, ale po pierwsze - kredką, a po drugie - zawsze poprawiam patyczkiem nasączonym płynem micelarnym. Po prostu nie zrobię tego ładnie.

5. Ładne pisanie. Od podstawówki mam z tym problem, ciągle mi się gdzieś śpieszy.

6. Staranność. Wytłumaczenie takie jak wyżej. Najlepiej robić wszystko na raz, bo po co marnować czas :D

7. Badmintona. Gdy pan od wfu zobaczył, jak serwuję, to się załamał...;)

8. We fryzury. Umiem zrobić tylko kucyka :D

9. Chodzenie na obcasach. But musi być ładny, ale i wygodny, więc na razie stopniowo się podwyższam i na razie jest ok.

10. Pływanie. Chociaż dzisiaj mi się śniło, że potrafiłam pływać na plecach...

11. Jedzenie udek. Przerasta mnie to...:D

12. Lewo/prawo. Muszę się zastanowić. W metrze 2 przed stacjami pojawia się komunikat "drzwi otwierają się z lewej strony". Zbliża się moja stacja, staję przy drzwiach, pociąg zwalnia, a ja wciąż widzę ścianę zamiast peronu. Pomyślałam sobie, że pewnie maszynista sobie tak wolno jedzie. Okazało się, po spojrzeniach ludzi, że to ja stoję po złej stronie, ech..:D

Z niektórymi punktami idzie jeszcze coś zrobić, więc będę starać się być w czymś lepsza :D Ale ogólnie dzięki antytalentom mam z siebie dużo śmiechu :D A w co Wy nie umiecie? :)

Na koniec Kota, która mi towarzyszy od wczorajszego przyjazdu do rodziców ;)


26.01.2016

329. 3DG is our painkiller!


Hej!

Zazwyczaj nie lubię poniedziałków. Kojarzą mi się ze wczesnym wstawaniem i angielskim na pierwszych zajęciach. Trudno było myśleć wtedy w swoim języku, a co mówić o obcym... Jednak wczorajszy dzień zapamiętam na długo. Przedstawiam krótką relację z koncertu Three Days Grace ;)

Zespół poznałam dobre kilka lat temu. Żałowałam, że nie pojawiłam się na Orange Warsaw Festival, więc liczyłam na to, że zespół zjawi się u nas ponownie. I tak też się stało. Pomyślałam też, że będzie to dobry pomysł na spędzenie rocznicy związku - żadnych kolacji, świeczek, zamiast tego koncert. Luby się zgodził :)


Jako support wystąpił zespół We Are The Ocean. Niestety, trafiliśmy tylko na dwie ostatnie piosenki, bo prawie godzinę staliśmy w kolejce po odbiór zarezerwowanych biletów. 

Three Days Grace wypadli bardzo dobrze. Matt, który prawie 3 lata temu zajął miejsce wokalisty Adama Gontiera, poradził sobie nie tylko z nowymi piosenkami, ale także ze starszymi utworami. Zachęcał do śpiewania, dużo się uśmiechał i w ogóle dawał z siebie wszystko. 

Publiczność także dopisała. Podczas piosenki "Painkiller" sporo osób wyciągnęło kartki, na których widniał napis: You are our painkiller. Wydaje mi się, że zespołowi taka forma uznania się spodobała:


Zdecydowanie polecam wszelakie koncerty jako formę relaksu - przez 90 minut myślałam tylko o zabawie, muzyce i wydzieraniu się (do śpiewania mi daleko, ale kto się tym przejmuje na koncercie xD). 

Nie mam żadnych koncertowych planów na resztę roku, chociaż zastanawiam się, czy będę mogła pojechać na Oświęcim Life Festival - gwiazdą drugiego dnia imprezy będzie zespół Queen razem z Adamem Lambertem. 

A jak Wy się relaksujecie? Chętnie podłapię jakieś sposoby :D

21.01.2016

328. Give me your arm, I can make you feel rejoice.

Hej!

U mnie ostatnio tylko zaliczenia i zaliczenia. Nie mam ochoty robić nic innego poza spaniem. Nawet seriale poszły w odstawkę. Może to właśnie zimowy spadek nastroju, słońca nie widuję niemal wcale. Chociaż jacyś artyści postanowili trochę pomóc mieszkańcom Warszawy...:D

źródło
To jest słońce jakby co :D

Oprócz uczenia się i spania, to bardzo wszystko przeżywam. Mam taki głupi charakter, jeśli o to chodzi, że aż się łapię za głowę. Nawet w snach cały czas mi się pojawiają motywy, które przeżywam w dzień. Ktoś wie, jak to wyłączyć? xD

Sposób bycia innych osób nie zawsze musi nam pasować. Wyobraźcie sobie, że macie osobę mądrą, posiadającą dużą wiedzę, potrafi tę wiedzę przekazać. Super. Niestety, ma też dziwne zagrywki - bezczelne, ośmieszające, pokazujące, kto tu jest niżej. I nic nie można z tym zrobić, bo to ktoś z hierarchii uczelnianej. Akurat mnie sprawa aż tak nie dotyczy, ale słuchanie tego typu rzeczy nie należy do najprzyjemniejszych.

Z drugiej strony - studenci. Ale tacy "specjalni". Są na 3 roku licencjatu i robią z siebie poważnych bufonów. Niejako jest to zabawne - patrzysz na takiego, jesteś od niego starsza/starszy, a on zachowuje się, jakby kij połknął, zastanawiasz się, czy sam/a jesteś dzieckiem, czy stoi ono koło Ciebie :D I według niego nauczyciel akademicki, który stara się jakoś zmniejszyć dystans wykładowca - student, bardzo go tym obraża. Szkoda, że nie poprosił go o mówienie do siebie "Szanowny Panie Prawie-Licencjacie" ;) A potem mamy takich dorosłych typu - tego nie wypada robić, tamtego też nie, wiecznie narzekających, zero uśmiechu. 

To może coś przyjemnego na koniec - w poniedziałek idę na Three Days Grace. Nie uwierzyć, że to już za kilka dni ;) A jutro jeszcze 6 rocznica mojego związku z pewnym panem :* Czasem ta relacja jest jedynym pozytywnym czynnikiem, który mogę zauważyć. Jest miłośnie i cieplutko, niech tak pozostanie :)

Pokażę Wam jeszcze portret mojego Rera - przydałby mi się teraz, zwierzęta cudownie rozpraszają złe myśli.


Dobra, to teraz Wy opowiadajcie, co u Was słychać :)

13.01.2016

327. Hatebreeder

Cześć i czołem! ;)

Piszę do Was w chwili między pisaniem analiz socjologicznych, a bawieniem się z matematyką. Jak wiedzą studenci, sesja już niedługo, więc trzeba spiąć dupska i do czegoś przysiąść. Wiadomo, wszystko jest bardziej interesujące od uczenia się (robiłam już racuchy, pomalowałam na nowo paznokcie, zrobiłam pranie, mus owocowy), więc trzeba zdobyć skądś zapał i działać.

No ale do rzeczy.

Pewnego dnia zobaczyłam, że na fb mój znajomy skomentował jakiś post. Okazało się, że dotyczył od wydarzenia. Dotyczącego uchodźców, a dokładniej tego, żeby zrobić im holocaust. Gapiłam się oniemiała kilka sekund i dostałam wścieku.

Nie jestem obrończynią uchodźców. Uważam, że zanim kogokolwiek przyjmiemy, powinniśmy się zająć biednymi rodzinami, których w kraju jest mnóstwo. Dla nich nie ma pieniędzy, ale dla uchodźców by się już znalazły? Żenada. I jeśli już miałabym kogokolwiek przyjmować, to tylko matki z dziećmi. W postach zdziwiła mnie wszechobecna nienawiść. Nie rozumiem, jak można komuś życzyć śmierci? Czyżby panowie (tak, oni pisali tego typu posty) zapomnieli, jak nasze rodziny zostały potraktowane przez nazistów w czasie II Wojny Światowej? Moja babcia została wywieziona na roboty do Niemiec, zaś dziadek przebywał w Majdanku. Czytałam relacje więźniów z obozów, były straszne. Przypuszczam, że ci z facebooka nic takiego by nie zrobili, ale sam fakt, że o tym pomyśleli...

Nie potrafię sobie przypomnieć, żebym pałała do kogoś nienawiścią. Są osoby, których nie lubię, ich zachowanie mi nie odpowiada, ale żeby ich za to nienawidzić? Spotkałam się z taką sytuacją - ktoś widzi znaną osobę w tv i mówi, że tej osoby nienawidzi. Za co? Nie wiem.

Nie będzie chyba takiej sytuacji, w której wszystko wszystkim będzie się podobać. Każdy ma prawo do własnego zdania. Przeraża mnie, że dorośli ludzie zamiast napisać coś typu "Nie podoba mi się to, że..." i kulturalnie argumentować, wolą zamienić to na coś w tym rodzaju "sku*wiel je*any, za*ebać go" i temu podobne.

Szkoda, że w niektórych ludziach jest tak mało pozytywnych emocji i z powodu osobistych frustracji zatruwają oni życie innym. Po co tyle nienawiści, zawiści, złości...

źródło
Peace&Love Moi Drodzy! :D Wtedy będzie o niebo lepiej :)

8.01.2016

326. Shut up and dance!

Hej! :)

Piszę do Was między jednym a drugim kichnięciem :D Dzisiaj temat w sam raz na karnawał.

Jak minął Wam Sylwester? Ja byłam na takiej większej domówce. Jak na osobę nielubiącą tańczyć, bawiłam się dobrze. Jedyne, co mi przeszkadzało, to... Muzyka. Non stop leciało disco polo. Wiadomo, to jeden z tych gatunków muzycznych, przy których imprezy się rozkręcają. Najgorsze było to, że piosenki cały czas się powtarzały, a próby jakiejkolwiek zmiany muzyki kończyły się fiaskiem dzięki podpitym ludziom.

Sądzę, że oprócz disco polo, można bawić się dobrze przy innej muzyce (nie, nie mam na myśli metalu, chociaż czemu nie :D). Gdybym miała pobawić się w DJ'a na jakieś imprezie, zagrałabym na przykład takie piosenki:

Enej - Tak smakuje życie


Zespół ma naprawdę skoczne piosenki, przypadły mi do gustu ;)

Modern Talking - Brother Louie



Moja mama, oprócz piosenek zespołu Queen, puszczała nam też utwory właśnie tego duetu. Mam do nich spory sentyment.

The Pointer Sisters - I'm so excited



Piosenka bardzo energiczna, przypomniałam sobie o niej, oglądając serial Glee.

A-ha - Take on me


Za każdym razem, gdy ją słyszę, mam ochotę trochę podrażnić sąsiadów :D

Poparzeni Kawą Trzy - Kawałek do tańca


Moi kolejni polscy faworyci ;)

American Authors - Best Day of My Life


Wspaniała piosenka na poprawę humoru, polecam :D

Walk The Moon - Shut Up and Dance


Tak liczyłam na tę piosenkę na Sylwestra, no ale...

To tak z grubsza. Znalazłabym pewnie jeszcze sporo utworów nadających się do tańca, ale nie taka moja rola dzisiaj :D Chciałam pokazać, że bez non stop disco polo też się da ;)

Skoro jesteśmy w muzycznym klimacie, to tej piosenki słucham namiętnie ostatnio Children of Bodom, ale to muzyka zdecydowanie nie do tańca, tylko do pogo :D

Macie swoje ulubione taneczne utwory? ;)