Prawo jazdy mam już od roku, jednak droga do tego, aby następny plasticzek otrzymać, była długa i wyboista :D
Nie przypominam sobie, żeby tato dawał mi kluczyki do auta przed rozpoczęciem kursu. Pewnego zimowego dnia próbował uczyć mnie jeździć, ale byłam przerażona, a ojciec nie ma cierpliwości, więc nc z tego nie wyszło. Tuż przed rozpoczęciem jazd na kursie, chciałam opanować podstawy - ruszanie, cofanie, manewry kierownicą i takie tam. Tym razem nauczycielem był mój dobry kolega Jaju. Odpaliłam samochód i do tego momentu wszystko było w porządku. Gdy cofnęłam kilka metrów, zgasiłam silnik i zwiałam z samochodu xD Pierwsza jazda? No cóż, myślałam, że instruktor zabierze mnie na jakiś plac, żebym sobie pojeździła spokojnie, ale tak się nie stało.
Ja: Od razu będę musiała jeździć?
Instruktor: Tak
[cisza]
I: Cieszysz się?
J: Nie.
Okazało się, że prowadzenie auta nie jest takie straszne. Ogólnie szło mi dobrze, ale nie obyło się bez kilku dziwnych zachowań - albo zabrakło mi rąk do trzymania kierownicy i zmiany biegów, albo zatrzymałam się na środku skrzyżowania, albo stałam 3 kolejki na światłach, albo skręcałam w prawo, a sygnalizowałam to lewym kierunkowskazem... I tak najgorsze w postaci egzaminów państwowych dopiero miało nadejść :P Teorię zdałam za 2 razem, a jazdy za 4. Pierwszy egzamin - oblałam na łuku. Drugi egzamin - wracałam do WORD'u, wyprzedziłam "elkę", gdy miałam wracać na poprzedni pas, "elka" mi przyspieszyła i zakończyłam egzamin. Trzecia próba - nie moja wina, tylko egzaminatora. Pacan wpisał mi, że sama zrezygnowałam z egzaminu. Za czwartym razem wszystko poszło już dobrze.
Jednak prawdziwa nauka dopiero miała się zacząć. Zaliczyłam puknięcie w płot i inny samochód, na szczęście obyło się bez szkód. Jechałam po chodniku, nawet nie wiedziałam, kiedy się na nim znalazłam. Przy zawracaniu wzięłam między osie kół wysepkę oddzielającą dwa pasy jezdni, w związku z czym nie mogłam przejechać przez wysoki krawężnik, a poza tym zrobił się za mną korek :D Jednak lubię prowadzić samochód, przepisów nie łamię, podoba mi się ta niezależność - nie muszę prosić już taty, aby mnie gdzieś zawiózł. Polecam zrobienie prawka wszystkim, na pewno się przyda, dacie radę ;)
A na koniec bonusik:
Miłej niedzieli ;)
Niezłe historie:) Ale ciesz się, że masz to prawo jazdy i jako taką wolność. Ja może i bym chciała, ale:a)brak pieniędzy, b)nie miałabym potem czym jeździć. Mamuśka próbuje mi też wmówić, że to takie straszne, ale korci mnie, żeby spróbować...pytanie tylko, kiedy nadarzy się taka okazja.
OdpowiedzUsuńTak umiem, od paru lat jeżdżę. :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam. ;)
Tak umiem, od paru lat jeżdżę. ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam. ;)
Może spróbuję, choć taka okazja pewnie nieprędko się nadarzy.
OdpowiedzUsuńFajne historia :)
OdpowiedzUsuńJa mam prawko od pól roku :D
"kaj Ty jedziesz!?" :D
OdpowiedzUsuńteż pamiętam swoje początki, najbardziej bałam się wbijania biegów :D
pozdrawiam i zapraszam do siebie :)
hahaha tez zdalam za 4 ;D ;*
OdpowiedzUsuńHaha, niezłe perypetie samochodowe :) Mi się póki co do prawa jazdy nie spieszy.
OdpowiedzUsuńJa też przed kursem nie jeździłam. Zdałam dawno temu, od razu zaczęłam jeździć. Hahah... pamiętam pierwszy raz w zimie, gdy razem z bratem i tatą byliśmy na podlodowym łowieniu ryb - tata zarządził, że ja wracam:) Mina mojego brata przez całą drogę - bezcenna:). A wyobraź sobie, jakie mogły być warunki na drogach.... . Trzeba jeździć, aby się nauczyć. Miałam maluszka z zieloną koniczynką, jak mi gasło auto widziałam, że inni są wyrozumiali - no w końcu ten znaczek wiele mówił:) Ja zdałam za trzecim razem...
OdpowiedzUsuńHehe, a to wszystko jeszcze przede mną :/
OdpowiedzUsuńja się boję samochodów, może dlatego jeszcze nie podchodziłam do prawa jazdy... :D mam nadzieję, że to się kiedyś zmieni :P
OdpowiedzUsuńja pamiętam swój kurs na prawo jazdy.. zdalam za drugim razem, choć do tej pory uważam ze to cud:) obecnie jżdze raz na rok, co jak wiadomo nie czyni ze mnie dobrego, czy doświadczonego kierowcy:D
OdpowiedzUsuńNiedługo zamierzam iść na prawo jazdy i w sumie to też mam wrażenie, że prowadzenie samochodu to jakaś jedna wielka czarna magia ;p Mam nadzieję, że nie będę musiała podchodzić 93864 razy do tego ;p
OdpowiedzUsuńJa się boję. Chcę się nauczyć ale zanim pójdę na kurs chciałabym już znać podstawy. Mąż mnie raz uczył ale nie ma cierpliwości do mnie. Skończyło się na tym, że nauczyłam się ruszać i jeździć na jedynce. Gorzej z hamowaniem :D
OdpowiedzUsuń